Mocowanie strun

Wszystko związane z lutnictwem, a nie pasujące do innych działów

Moderator: Jan

poco
Moderator
Posty: 4626
Rejestracja: 2010-12-06, 14:36
Lokalizacja: Blok Dobryszyce

Mocowanie strun

Post autor: poco » 2012-11-18, 08:40

Temat o tyle istotny, że często spotykamy się z problemem "puszczania strun" i tym samym rozstrajania się gitary w czasie gry. Istnieje sporo wersji, szkół, a każda jest dobra, każdą można uzasadnić względami praktycznymi, tzw. sprawdzone metody itd.
Chciałbym tym samym stworzyć przyczynek do wymiany praktycznych doświadczeń w tej materii, a dotyczy to zarówno strun metalowych w elektrykach i akustykach, jak i nylonowych w klasykach.
Podzielcie się także własną wiedzą stosowaną w praktyce w zakresie ustalania ilości nadmiaru długości struny, sposobu wiązań na mostku, na główce itd.
Dodatkowo napiszcie także o metodach zapobiegania pracy struny w wyniku rozciągania i wszystkimi tymi niespodziankami z którymi mieliście w życiu do czynienia.
Pozdrawiam, Ryszard
via vita curva est
Awatar użytkownika
shopiK
Posty: 859
Rejestracja: 2012-06-01, 18:32
Lokalizacja: Łódź

Post autor: shopiK » 2012-11-18, 09:31

Ja np. nawijam maks. 3 zwoje na klucz - przy większej ilości struny mi za bardzo pracowały. Przy czym trzeba zawsze dobrze naciągać strunę, żeby od razu ciasno się nawijała. Strunę za kołkiem zaginam o 90stopni i ucinam. Rockowcy czasem zostawiają długie druty - a potem się dziwią, że im coś brzęczy w gitarze :-) Stroimy, rozgrywamy, stroimy, rozgrywamy, stroimy i już.
Ale i tak najważniejsze na scenie mieć stroik zawsze pod nogą. W różnych miejscach się gra, różna temperatura, to struny zmieniają długość - wiadomo.

Dla mnie początkowo duży problem stanowiło natomiast wiązanie nylonowych strun w strunociągu klasyka... Nie raz mi się wyślizgnęła. Teraz problem jest... cały czas ten sam - nie za pierwszym razem się uda :-)
Awatar użytkownika
hubertus
Posty: 199
Rejestracja: 2012-08-15, 13:40
Lokalizacja: Łódź

Post autor: hubertus » 2012-11-18, 17:49

Jeżeli chodzi o gitarę klasyczną, to zaczynam od solidnego zamocowania struny w strunociągu. Każdą strunę zaplatam kilkakrotnie i robię coś w rodzaju warkoczyka, oprócz tego ogonek który zostaje zawsze wkładam pod następny warkoczyk. Zawsze sie koledzy dziwili po co ja to tak zaplatam i czy mi się chce tak z tym bawić. A ja mówię, że bardzo mi się chce, bo to po pierwsze estetycznie wygląda (a ja jestem bardzo wyczulony na tym punkcie) po drugie nie ma prawa nic zabrzęczeć ani się poluzować, bo wszystko jest starannie zaciśnięte. Przy nawijaniu zawsze dbam o to, żeby struny nie krzyżowały się ze sobą ani też nie zachaczały o ścianki. Nawijam przytrzymując strunę przy siodełku tak żeby układała się zwarcie i ciasno. Ze zwojami wychodzi mi różnie. Raczej trafiam na wyczucie, ale zawsze układa mi się równo. Wiadomo, że nowe struny nie będą od razu stroić. Musi to chwilę poleżeć, żeby struna dobrze siadła. Potem trzeba ją rozegrać, stroić, rozegrać, stroić itd. potem już stroi idealnie. Przyznam szczerze, że robię to zawsze w ten sposób i nie czuję, żeby podczas gry coś puszczało. Może czasem przy ostrym numerze coś tak poleci, ale bardzo rzadko. Co do samej kosmetyki, to jeden pedagog- gitarzysta nauczył mnie odruchu wycierania strun po każdym graniu zwykłą szmatką. Znacznie przedłuża to ich żywotność i dobrą kondycję.
Awatar użytkownika
Makowy
Posty: 406
Rejestracja: 2012-01-21, 22:07
Lokalizacja: Dublin

Post autor: Makowy » 2012-11-18, 18:38

O strunach stalowych, bo zazwyczaj z takimi mam do czynienia.
Staram się eliminować wszelkie możliwości, gdzie struna mogłaby się sklinować/przesunąć.
Idealnym rozwiązaniem jest floyd rose - struny dociśnięte na siodełku blokadą, na mostku również, nie ma co pracować oprócz czynnej długości struny.
W innych gitarach robię tak, jak shopiK napisał - maksymalnie trzy zwoje na kluczu, zawsze w dół, do dechy. Żadnego krzyżowania. Wszelkie sztabki dociskowe jak najwyżej, żeby tylko spełniały swoje zadanie - mniejszy kąt ugięcia struny = mniejsze tarcie = mniejsze możliwości klinowania. Siodełko - precyzyjne nacięcie rowków daje bardzo dużo - idealnie szerokość nacięcia równa szerokości struny, dopuszczalnie minimalnie większe nacięcie niż struna, nigdy mniejsze, bo się będzie klinowało. Ludzie polecają siodełka samosmarowne np. Graph-tech, stosowałem parę razy - są ok. Czy dużo lepsze, nie wiem, trochę na pewno.
Częstym problemem, z jakim się spotykam są mostki typu TOM. Niektórzy nawijają struny odwrotnie na strunociągu, od tyłu jakby i przewijają je przez górę sztabki. Błąd - kolejne miejsce, gdzie struna będzie się niepotrzebnie przesuwać. Był u mnie koleś, który sobie tak właśnie przewinął, bo ma lepszy sustain. No i rzeczywiście, z tym, że nie miał lepszy przy przewinięciu, a po prostu gorszy w normalnej konfiguracji - problemem okazały się być siodełka mostka, mocno sfatygowane. Po liźnięciu pilnikami sustain wrócił i nie było różnicy, czy struny nawinięte normalnie, czy od tyłu. Siodełka te jednak są nienajlepszego dizajnu, bo dość ostre, czasem potrafią wygaszać strunę - wtedy pomaga podniesienie sztabki strunociągu, żeby był mniejszy kąt przegięcia na siodełku.

Jeszcze o strojeniu i naciąganiu świeżych strun. Po założeniu nowych strun i nastrojeniu naciągam je robiąc bendy (podciągnięcia) na każdej strunie, dość mocno, tak przynajmniej na pół szerokości podstrunnicy (o dwa/trzy/cztery półtony zależnie od struny i stroju) klika razy, bez kostkowania, same podciągnięcia. Potem kilka akordów metodą ogniskową, z kopem i stroję jeszcze raz. Powtarzam bendy, walnięcia i stroję. Zazwyczaj wystarcza. Rzadko trzeba trzeci raz. Wtedy struny nie będą zjeżdżać. Zajmuje mi to pięć minut, a nie, jak niektórym "przez noc, żeby się naciągnęły" ;-)
ODPOWIEDZ