Odnoszę nieodparte wrażenie, że zamotaliłcie się w tym skrobaniu i w ogóle w temacie bindingu.
Po pierwsze, to binding ma byę wyprowadzony na zero przed lakierowaniem; po drugie nie ma potrzeby oklejania bindingu czymkolwiek, albowiem warstwa barwnego lakieru jest tak cienka, że nie stanowi problemu usunięcie jej z bindy; po trzecie, to słusznie zauważono, że usuwanie farby z bindy jest intuicyjne i żaden przyrzęd nie zda egzaminu lepiej, jak ręka i oko skrobacza; po czwarte to skrobanie odbywa się tak, że krawędęšłskrobana jest styczna do powierzchni lakieru barwnego w miejscu zakołczenia bindy i jest to mikro-cienka warstwa; po pięte na lakier barwny- bazowy przychodzi lakier bezbarwny, który ostatecznie likwiduje wszystkie nierównołci poprzez swoję grubołę.
Jestem zwolennikiem nie oklejania bindy, albowiem tym samym stwarzamy możliwołę powstania uskoku zwięzanego z gromadzeniem się lakieru właśnie na styku z oklejonym przedmiotem, co skutkuje koniecznołcię znacznej ingerencji w to zgrubienie, a stęd już tylko krok do defektów różnego rodzaju - wałkowanie się lakieru niedoschniętego, pogłębianie tego uskoku poprzez usuwanie/skrobanie lakieru do krawędzi granicy tałma/binding, itd.
Następna ingerencja zwięzana z usuwaniem tych problemów więże się z papierami łciernymi małci różnistej i kolejnymi zagrożeniami z tego wypływajęcymi.
Skrobaniem usuwamy tylko mikronowę warstwę lakieru, a nie formujemy bindę.
Takie jest moje osobiste zdanie, z którym się całkowicie zgadzam.
Pozdrawiam, Ryszard